piątek, 16 marca 2012

opowiadanie#3




Pytam: gdzie są te worki, a ona: w szafce. Kurwa, przecież tu jest z piętnaście szafek: w której? krzyczę z kuchni do sypialni. Wyczuwam drgnienie złości: czy ja ci się muszę ze wszystkiego tłumaczyć? tłumaczyć, myślę sobie, od razu tłumaczyć, grzebię roztargniony po szafkach w poszukiwaniu worków. Nie ma! krzyczę, no jak kurwa nie ma, odkrzykuje już wyraźnie zdenerwowana, jak kupowałam wczoraj, możesz się rozejrzeć, dlaczego zawsze trzeba ci wszystko tak dokładnie tłumaczyć, oczu nie masz rąk, poszukać nie możesz, jej głos zbliża się i po paru sekundach materializuje w ciemnorudych włosach kołyszących się energicznie nad nagimi ramionami. Wchodzi, sięga jedną ręką do otwartej chwilę wcześniej przeze mnie szafki między lodówką a zmywarką i wyciąga worki. Obrzuca mnie pogardliwym spojrzeniem, wciskając w ręce znalezisko i wychodzi bez słowa. Jakbyś mi konkretne instrukcje, gdzie, 'w szafce między lodówką a zmywarką, kochanie!', podała to już dawno bym ich użył!, krzyczę za nią, zamknij się daj mi spokój, odpowiada raczej nieuprzejmie. Odrywam jeden z worków i wkładam go do pustego kubła na śmieci, chowam resztę i myję dłonie. Miał być seks bez zobowiązań, ale z czułością i wrażliwością, wspólne mieszkanie i spanie w jednym łóżku, ale jej oddzielne biuro do którego miałem zakaz wchodzenia. A teraz muszę wyrzucać śmieci, to jak to tak, kurwa, można połączyć, to jakaś emocjonalna akrobatyka, umowa pełna kruczków, haczyków i małych literek, tylnych furtek. Ona: no tak, ale o co ci chodzi? o nic mówię, o seks, regularny upust spermy, kawałek ciepłego łóżka i coś do jedzenia raz dziennie, nic więcej. Mieć dwadzieścia lat i zdawać sobie sprawę z poczucia kompletnej samotności, samotności totalnej, to niełatwa sprawa, ale przynajmniej minimalizuje potrzeby. Przynajmniej, przynajmniej na razie. I jest okej. Tylko te śmieci, kurwa, nienawidzę tego, to obrzydliwe. No to mówię do niej: a nie możesz sama wyrzucać tych śmieci a ja będę chodził na zakupy? a ona: nienawidzę tego, to obrzydliwe, no to kompromis mówię, proponuję, na zmianę, a ona że to nie jest jakaś jebana fabryka, że na zmiany będzie zapierdalać i w sumie to ciekawe, że mija drugi miesiąc, jak nic nie robię, a ona mnie karmi i co z tego, że korzysta z mojego penisa jak z wibratora, że jakby chciała, to może mieć takich penisów dziesięć tygodniowo, że może czas się wziąć do roboty, a ja, że nie po to uciekłem z domu, żebyś mi tu kurwa matkowała matkę odstawiała, mówię, że skoro tak ci strasznie przeszkadzam, to czego mnie tu trzymasz, a ona, że z litości, gówniarzu, litości, że serca nie ma, żeby mnie tak, na zbity pysk, że nawet mnie polubiła i że jest za prawami zwierząt więc to się po prostu nie godzi, żeby jak niechcianego kota, z buta przez okno, ale że jej cierpliwość też swoje granice ma, jasno określone do tego, więc żebym nie przeginał. Mówię: kocham cię, a ona: nie pierdol. No to czy chociaż papierosa masz, a ona, jasne, w sypialni, żebym jej też przyniósł i idzie zrobić kawę do kuchni. Wychodzimy dziś gdzieś razem, pytam, nie wiem, może, jest dopiero czternasta, wieczorem pogadamy. To co dziś planujesz, a ona, że zaraz leci do urzędu pierdoły załatwić i potem z kimś na obiad, świetnie, mówię, ugotuję sobie makaron, ugotuj sobie, smacznego, mówi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz