środa, 16 stycznia 2013

opowiadanie#19


5:52, dwudziesty dziewiąty czerwca, chłodno.
Wiesz, czym różni się „zimno” od „chłodno”? Może i nie wiesz, ale to czujesz. Ja czuję. Coś nie tak z soczewką mojego oka, trudno wyostrzyć mi obraz. Głowa ciężka, wbita na pałąk karku, zakreśla łuki brodą. Trzaski, styki, zwoje mózgowe.
Powoli wjeżdżam ruchomymi schodami na powierzchnię miasta. Flashbacki sprzed paru godzin rozbłyskają w serduszku co jakiś czas, nie wiem. Mam ściśnięte gardło, nawet jakby ktoś chciał mnie słuchać, to i tak nie wykrztusiłbym z siebie słowa. Słowa ugrzęzły w przełyku, ani je przełknąć, ani wypluć. Zwlekam się z gumowej poręczy schodów i niepewnie przestępuję na stały grunt, jak z okrętu na ląd. Witaj, Warszawo.
Nie wychodzę do miasta, bo potrzebuję zabawy. Rozrywki, funu. Spotykam się z ludźmi, którzy jak ja, nie mają...

PS. Jest to ostatnie opowiadanie tego cyklu w tejże formie. Sam projekt nie ginie, zmienia skórę. Efekty, jak myślę, ciekawe, wkrótce.

(foto by Ludwik Lis: www.ludwiklis.com )

1 komentarz:

  1. uwielbiam to opowiadanie. strasznie lubie jak piszesz, tez mieszkam w warszawie i w podobny sposób odczuwam to miasto. propsy, czekam na nowy projekt

    OdpowiedzUsuń