poniedziałek, 9 lipca 2012

opowiadanie#10


Nic innego nie przychodzi mi do głowy. A czuję, że powinno. Całe miasto faluje powoli, ciężkie powietrze zdaje się sączyć z kilku dziur w przykrytym ołowiem niebie. Ryk pędzących samochodów i tramwajów rozbija się między czterema ścianami mojego mikromieszkanka, a i tak najgłośniejsza ze wszystkiego wydaje mi się turlana po parapecie kostka do gry w monopol.
Raz po raz wypuszczam ją z dłoni i obserwuję, jak z hukiem zderza się z powierzchnią, pokazując kilka kropek świadczących o wyniku. Dziwne, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że panuję nad jej ruchami – zupełnie mnie to pochłania. Rozlega się głuche pukanie do drzwi – najpierw dwukrotne, nerwowe, a potem ciągłe. Z ociąganiem wstaję z krzesła, pozostawiam kostkę na parapecie i podchodzę do drzwi. Jeszcze chwilę się zastanawiam, ale kiedy wyczuwam, że po drugiej stronie ktoś wzdycha przestępując z nogi na nogę, otwieram.
– Wreszcie.
– Wreszcie co?
– Otwarłeś.
– Otworzyłem chyba.
– Nie chyba, tylko otworzyłeś, brawo. Pukanie, otwieranie, taki stary dobry zwyczaj.
– Mówi się „otworzyłeś”, a nie „otwarłeś”.
– Chuja się znasz, widziałem ostatnio jakiś stary program Miodka, w którym powiedział, że obie formy są dopuszczalne, och, SKOŃCZ PIERDOLIĆ, mogę wejść czy mam tak stać?
Odsuwam się, wchodzi.
– Myślałem, że cię nie ma.
– Bo nie ma – odpowiadam jakby bezwiednie, patrząc w podłogę, już wiedząc, że był to błąd.
– Zaczynasz, znowu te twoje jazdy, nie podoba mi się twój nastrój, o co ci chodzi znowu?
– O nic.
– O nic, o nic, zawsze to samo.
– Bo o nic J., sam nie wiem o co, więc to tak, jakby o nic, no.
J. daje spokój, przesuwa krzesło spod parapetu do małego stoliczka z ikei. Kostki nie zauważa.
– Mam coś super.
– Jasne.
– No nie jasne, tylko tu siadaj i wąchaj.
Kiedy się zbliżam, podtyka mi pod nos samarę; pociągam nosem i gwałtownie cofam głowę. Gorzkie.
– Kurwa – mówię.
– Kurwa? Chyba „o k u r w a m a ć!”, mordo – tak właśnie-poprawia mnie z charakterystycznym akcentem i uśmiecha się dumnie. – O kurwa, bracie. Testing?
– Nie chcę, nie wiem i tak prawię nie śpię, łeb mnie boli.
Nie słyszy. Sypie ściechy, następnie bardzo starannie je rozdziela, rozgniata i znów dzieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz